Randy Seaver dwa tygodnie temu pytał o najbardziej satysfakcjonujące chwile w historii czyjejś rodziny i w trakcie czyichś poszukiwań genealogicznych, podążając za Lelandem Meitzlerem, który pytał nieco ogólniej o 10 hipotetycznych zdarzeń związanych z genealogią, które dla kogoś byłyby najbardziej satysfakcjonujące. Kontynuując oba wątki, odpowiem na pytanie o najważniejsze kamienie milowe w trakcie moich poszukiwań genealogicznych.
Pisałem już kiedyś, że zacząłem od znalezisk, najpierw na własnym strychu, którym były faszystowskie metryki pradziadków, potem na strychu w Nowej Dębie, którym był szereg umów, listów i dokumentów. To było jeszcze w 1995 i 1996 r. Niewątpliwie bez tych odkryć zupełnie inaczej wyglądałby mój stosunek i szacunek wobec historii rodziny. Pierwsze drzewo genealogiczne dzięki dziadkowi i jego kuzynowi miałem już gotowe, resztę musiałem kontynuować lub szukać sam. O tyle więc łatwiej było mi zacząć i złapać „genetycznego bakcyla genealogii”, którym — zapewne niechcący — zaraziła mnie moja Mama, opowiadając liczne historyjki o żyjących i zmarłych członkach rodziny, które chciała zapewne ocalić od zapomnienia…
Później poznałem wujka Władka Pyryta, to było jeszcze poprzednie tysiąclecie… Ten niepozorny, zwykły początek znajomości okazał się, z dzisiejszej perspektywy, brzemienny w skutki. W końcu to dzięki niemu znam nie tylko losy rodzeństwa pradziadka Antoniego Wilka, choć o nim samym nie wiem niemal niczego, ale również losy siostrzeńców i siostrzenic jego matki Marii Kopeć z Huty Komorowskiej, jak i dalszej rodziny Kopciów. Ale po kolei.
W 2001 r. kolejnym ważnym przełomem był komputer, wówczas niemal zupełna nowość jak dla mnie. Stopniowe wprowadzenie danych do komputera i stworzenie w 2002 r. własnego programu, ciągle z resztą rozwijanego, dało ogląd na całą rodzinę oraz ułatwiło i wskazało mi dalsze kierunki poszukiwań, a wręcz czasem dopiero je umożliwiło. To był z resztą krok do zamieszczenia niektórych części drzewa genealogicznego w Internecie. Liczne ogłoszenia genealogiczne o poszukiwaniach w Internecie też robią swoje.
Niedługo czekałem na pierwsze efekty. Jeszcze w 2002 r. odezwał się kuzyn z Wilków po Marii (z resztą pasjonat historii rodziny i kresów, również urzędnik), a rok później Jurek Wilk ze strony Antoniego.
Te i późniejsze więzi rodzinne „z odzysku”, to znaczy odzyskane po wielu latach rozłąki, zapomnienia lub niewiedzy zaczynały i zaczynają się nadal, albo od znalezienia mnie przez krewnego, albo od znalezienia krewnego przeze mnie. Moje strony internetowe są odnajdywane przez wyszukiwarki. Licznie pozostawione zapytania, tak po polsku jak i angielsku, znajdują na szczęście dociekliwych odpowiadających, choć nie zawsze tak szybko, jak by moja niecierpliwość oczekiwała. Oczywiście, najprzyjemniejsze jest bycie odnalezionym, choć i odnajdywanie innych jest równie sympatyczne… :-)
Rok 2005 był pierwszym kamieniem milowym w poznawaniu rodziny z USA. Zaczęło się od Joyce Benech, ale początkiem trwającej nadal przyjaźni między kuzynami z tej samej generacji był mejl od Stephanie Kuzicki, którą poznałem osobiście twarzą w twarz dopiero w tym roku w lipcu.
Również w 2005 r. odnalazła mnie Basia Paszkowska, dzięki której poznałem wielką rodzinę Kopciów. Pierwsze ogłoszone wówczas w 2006 r. publiczne zapytania na anglojęzycznych forach dyskusyjnych o krewnych z rodziny Syputa i Plaza okazały się strzałem w dziesiątkę na przełomie 2006 i 2007. Metodą od nitki do kłębka udało mi się odnaleźć rodzinę, z którą moja własna nowodębska rodzina nie miała chyba nigdy kontaktu, a ta hucińsko-komorowska straciła kontakt gdzieś w latach 1960. Po czterdziestu latach milczenia, po stu latach od emigracji i ostatniej wizyty ich przodków w Polsce, nawiązaliśmy od nowa rodzinną korespondencję transatlantycką.
Rok 2007 był również swego rodzaju inną satysfakcją, tym razem nie tylko z odnalezienia mojej własnej rodziny. Dwóch braci Szypułów rozdzieliło się w tym wielkim kraju, a z czasem korespondencja zanikła. Po siedemdziesięciu latach od ostatniego listu, przez moje przypadkowe pośrednictwo, odnaleźli się potomkowie braci, jedni mieszkają z nazwiskiem Szypula na nowojorskim Wschodnim Wybrzeżu, drudzy z nazwiskiem Syputa trafili na kalifornijskie Wybrzeże Zachodnie. Kilka tysięcy kilometrów okazało się być większą przeszkodą w tym samym kraju niż kilkunastu-tysięczna odległość pośrednika władającego innym językiem w Polsce…
Rok 2007 i 2008 to również początek szybkiego rozwoju serwisów społecznościowych, polskiego nasza-klasa.pl czy globalnego facebook.com — nieocenionej metody poszukiwania żyjących krewnych, z której nieustannie czerpię korzyści.
Rok temu Centralne Archiwum Wojskowe przysłało mi pewne dokumenty o Franciszku Jędrzejaczyku i Adamie Hofmanie. Niewątpliwie to zaledwie czubek góry lodowej informacji o militarnej przeszłości mojej rodziny. Niestety, wciąż nie wiem, co stało się z pradziadkiem Antonim Wilkiem, jego szwagrem Adamem Pirytem. Nie skorzystałem też z kilku namiarów na kolejne rodziny w USA i jedną we Francji. Po prostu brak czasu na jednoczesną realizację wszystkich zamierzeń.
Poprzedni 2008 rok genealogicznie stał również pod znakiem dwóch nowości: pierwszy raz własnoręcznie przeglądanych metryk w sandomierskim archiwum państwowym oraz dostępu do baz Ancestry.com. Pierwsze wydarzenie rozszerzyło mi wiedzę o bocznych liniach Rogów, dwóch Wilków oraz Kozdębów, połączyło wreszcie dwie linie Pyrytów. Drugie wydarzenie rozszerzyło mi wiedzę o wielu przedstawicielach rodziny w Stanach Zjednoczonych, nie tylko tych zmarłych, ale i żyjących.
Czym zapisze się ten rok? Na pewno przełomem są metryki innej parafii, tym razem praszczańskiej w postaci mikrofilmów. Niewykluczone też, że znaczenie poszczególnych zdarzeń, listów, spotkań czy informacji z tego roku i poprzednich lat nie zdążyłem jeszcze docenić, a okażą się dla mnie cenne i przełomowe dopiero później.
Niezmiernie chciałbym, aby przyszły rok zapisał się pod znakiem zjazdów rodzinnych. Czas pokaże, czy uda się nam zgromadzić w jednym miejscu i chwili.
The little button that turns this all into English.