Co robili moi przodkowie 11 listopada 1918 r.

Dziś w Polsce Narodowe Święto Niepodległości, 92. rocznica odzyskania wolności przez Rzeczpospolitą Polską. Przeczytałem dziś artykuł na blogu MyHeritage i post na blogu Amerykanów Davida i Joan Piekarczyk, którzy postanowili zamieszkać w Polsce. Oba poświęcone były świętu 11 listopada. Przyszło mi na myśl pytanie (które tam nie padło, ale tak jakoś mi się skojarzyło samo): co robili moi przodkowie 11 listopada 1918 roku? Gdzie byli i co robili dokładnie w tym dniu? Czym były zaprzątnięte ich głowy? Jak wyglądało wtedy ich życie?

Zwłaszcza do tych, którzy czytając ten artykuł nie dotrwają końca, mam pytanie: jak i gdzie spędzili ten konkretny dzień 11 listopada 1918 r. Wasi przodkowie? (rodzice, dziadkowie, pradziadkowie)

Moi przodkowie, powiedzmy ci których imiona mogły być pamiętane w 1918 r., według mojej obecnej wiedzy byli wszyscy Polakami i katolikami, a pochodzili ze strony ojca ze skraju zachodniej Galicji, a ze strony matki ze skraju Kongresówki.

Banalnym będzie stwierdzenie, że rok 1918 był 123. rokiem niewoli, w którą Polska popadła po trzech rozbiorach (1772, 1792, 1795) na rzecz sąsiadujących Niemiec, Austrii i Rosji (w tym miejscu pomijam zmieniające się ówczesne oficjalne nazwy i formy ustrojowe tych państw). Przez te wszystkie lata Polacy nie mieli niepodległego państwa, byli rozdzieleni granicami państwowymi, władzami świeckimi i kościelnymi, językami urzędowymi, walutami i z czasem historią lokalną, oświatą, kuchnią, zwyczajami. Wspólny był jednak język i świadomość narodowa, wciąż podtrzymywana nie tylko przez kilka powstań narodowych po drodze.

Rodziny moich przodków przed 11 listopada 1918 r. niewątpliwie zostały mocno dotknięte przez trwającą wówczas już 4 lata Wielką Wojnę (później zwaną pierwszą światową), w której armie Monarchii Austro-Węgierskiej i Cesarstwa Niemieckiego walczyły z armią Imperium Rosyjskiego. Polacy walczyli po wszystkich trzech stronach, ale próbowali też walczyć sami, momentami nawet popierani przez różne strony wielkiej wojny.

Nie chcę tu przepisywać podręczników, książek czy artykułów o historii Polaków w ostatnich dniach wojny i bezpośrednio poprzedzających złożony proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Dość wspomnieć, że na przełomie października i listopada 1918 r. Austro-Węgry były już po kapitulacji, niektóre ich terytoria proklamowały już niepodległość, a 11 listopada cesarz zrezygnował z rządzenia. Cesarskie Prusy rewolucyjnie wrzały, co wkrótce przekształciło je w republikę. Rosja była już po rewolucjach lutowej i październikowej z 1917 r., bez cara, w toku terroru rewolucyjnego i wojny domowej. Co więcej, w 1918 r. w dawnym zaborze rosyjskim teraz okupowanym przez niemieckie i austriackie wojska Ententy, od dwóch lat istniał dziwny twór zwany Królestwem Polski, uznany przez rządy niemiecki i austriacki za niepodległe państwo niezależne od Rosji. Jak widać, geopolityczna sytuacja Polaków była skomplikowana.

Oczywiście obieg informacji o tych drobniejszych i większych wydarzeniach był wymiernie wolniejszy niż dziś: nie było internetu, telewizji, radia; w większych miejscowościach bywała jednak kolej, telegraf, poczta, raczkowały telefony, a światlejsi ludzie czytali nieliczne gazety. Myślę, że w ciągu kilku dni (czy w skrajnych przypadkach 1-2 tygodni) również moi przodkowie byli świadomi wszystkich tych wydarzeń związanych z Wielką Wojną i jej zakończeniem. Przeżycia związane z odzyskaniem niepodległości były więc przeżyciami również moich przodków. Większość z nich była wówczas rolnikami i mieszkała na wsi. Niektórzy z nich pamiętali jeszcze czasy pańszczyzny (przymusowego wyzysku na rzecz wyższych stanów, zniesionego w latach 1807-1864). Większość z nich nie chodziła nigdy do szkoły ani nie potrafiła czytać czy pisać. Mimo tego wieści z dalekiego świata przekazywano wówczas także z ust do ust, w kościołach czy przy urzędach. Przesuwające się działania wojenne, w tym przymusowe zaciągi kolejnych roczników mężczyzn do wojska, czy przymusowe świadczenia w naturze lub gotówką na potrzeby własnych lub obcych armii — wszystko to powodowało, że chcąc czy nie chcąc, nawet wieś musiała być zainteresowana na bieżąco w postępach wojny.

Nie mogę mieć więc 100% pewności, czy w ogóle, w jakim stopniu oraz w jaki sposób moi właśni przodkowie byli zadowoleni z faktu odzyskania niepodległości przez Polskę, czy był to powód do radosnego świętowania, a może zabrakło do tego sił. Ba, nie za bardzo mam kogo dziś o to zapytać. Dziadków pytać nie mogłem (za mały byłem jak zmarł ostatni), pozostaje co najwyżej kilku najstarszych krewnych, których może kiedyś zdążę o to zapytać.

Najpierw muszę w ogóle ustalić, kto spośród moich przodków wtedy żył: kto już przyszedł na świat, a kogo jeszcze nie było; albo kto odszedł wcześniej. Mnie (ur. 1982) i rodziców nie było wtedy jeszcze na świecie.

Rogowie

Dziadek ojczysty, Jan Róg, miał wówczas niemal 4 lata. Jego rodzice wówczas 35-letni Wojciech i 29-letnia Maria byli 7 lat po ślubie. Wówczas Jan był jeszcze jedynakiem, ale jego matka była już w 5. miesiącu ciąży. Myślę, że samej ciąży w takim miesiącu byli już świadomi, ale na pewno nie wiedzieli, czy będzie to syn czy córka (w marcu następnego roku na świat przyszedł syn, któremu nadali imię Józef).

Mieszkali w Dębie (dopiero od 1961 r. „Nowa Dęba”), wsi zamieszkałej przez 1209 mieszkańców na skraju puszczy sandomierskiej, wówczas w powiecie tarnobrzeskim w zachodniej Galicji, czyli Królestwie Galicji i Lodomerii Cesarko-Królewskiej Monarchii Austro-Węgierskiej. A właściwie rozpadającej się monarchii, jeśli piszę o 11 listopada 1918 r.

Dęba była odległa ok. 7 km od ówczesnego kościoła parafialnego w miasteczku Majdan (dopiero od 1935 r. „Majdan Królewski”). Tam też był najbliższy cmentarz czy urząd pocztowy. O ile się nie mylę, najbliższa kolej przebiegała przez Tarnobrzeg, istniała wówczas od 30 lat.

Niewiele wiem o rodzicach i rodzeństwie Wojciecha. Mieszkali w pobliskiej Krządce (dopiero w międzywojniu „Krzątka”), nadal w Galicji i parafii Majdan, lecz powiat kolbuszowski. Krządka miała wówczas 2155 mieszkańców.

Rodzice Wojciecha, Ludwik i Karolina, mogli dożyć odzyskania niepodległości, choć niestety nie posiadam jakiejkolwiek wiedzy w tym zakresie. Jedno z rodzinnych zdjęć zostało opisane jako zdjęcie Ludwika, to zaś w małym stopniu (ale jednak) uprawdopodabnia, że było wykonane w XX w., być może po 1918 r. Nie wiem kiedy urodzili się rodzice Wojciecha, ale w 1918 r. powinni mieć co najmniej 70 lat.

Dziadkowie Wojciecha (Jan, Marianna, Tomasz, Marianna), urodzeni być może jeszcze jako wolni Polacy w XVIII w., być może bezpośredni świadkowie  walk powstańczych jeszcze w XIX w., raczej nie dożyli odzyskania niepodległości.

Rodzeństwo Wojciecha zapewne dożyło odzyskania niepodległości, a jeśli żyli tak długo jak Wojciech, mogli przeżyć nawet II wojnę światową i pierwsze lata PRL. Na pewno lat 1930. dożyła jego siostra Emilia, skoro pamiętała ją śp. ciocia Stefania.

Wilkowie od Marii

Rodzina matki Jana a żony Wojciecha, Marii (Marianny) po mężu Róg z domu Wilk, pochodziła z Dęby. Marię opisałem już wyżej, jej rodzice Jan i Agnieszka prawdopodobnie w 1918 r. jeszcze żyli, mieli wówczas co najmniej 47 lat. Dziadkowie Marii mogli już wówczas nie żyć, mam zbyt mało danych.

Nieurodzajne ziemie, być może nieefektywne rolnictwo, klęski żywiołowe, przeludnienie, wszystko to na przełomie XIX i XX w. jako tzw. nędza galicyjska powodowało liczną emigrację Polaków za chlebem i pracą poza granice zaborów, zapewne najczęściej do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Myślę, że w Dębie i okolicach nie było rodziny, w której ktoś choć przejściowo tam nie wyemigrował. Tę część mojej rodziny nędza dotknęła chyba najbardziej. Jedni wyjeżdżali w akcie desperacji na próbę, inni płynęli tam świadomie, często do krewnych lub znajomych, którzy już się tam urządzili. Niektórzy później powracali, nieliczni na stałe, czasem wracali tylko żeby zabrać tam najbliższych i znajomych, innym razem żeby odwiedzić rodzinę. Odzyskanie niepodległości niewiele tu zmieniło, poza sentymentami i poczuciem związania z Ojczyzną, pozostawały nadal ciężkie warunki do życia w Polsce i znośne warunki w USA. Różne i zmienne były decyzje życiowe, gdzie żyć, rodzić dzieci i umierać.

Nawet moja własna prababcia Maria miała wyemigrować do USA. Nie zrobiła tego, została w kraju, być może przyczyną był ślub z Wojciechem (1911) i narodziny syna (1914), choć doskonale wiem, że innym krewnym to nie przeszkadzało, emigrowali całymi rodzinami, nawet ratami przez kilka lat.

Do USA wyemigrowało jednak liczne rodzeństwo Marii: Karolina Wdowiak (Caroline Doviak) w 1906 r., Katarzyna Dziewiątek (Catherine Dziewiatek) w 1908 r., Michał (Michael) Wilk w 1913 r., Franciszka (Frances) Ludzia nieco później również w 1913 r. i Andrzej (Andrew) Wilk. Ten ostatni z bratem Markiem najpierw wyemigrowali do Francji, Marek tam pozostał, Andrzej popłynął za ocean.

Caroline w chwili odzyskania niepodległości przez Polskę miała ok. 32 lata, mieszkała w Stanach Zjednoczonych od 12 lat. Była już 9 lat po ślubie z 4 lata starszym Andrzejem Dowiakiem (Andrew Doviak), którego rodzeństwo podobnie wyemigrowało do USA. Mieli już szóstkę dzieci: trzech synów i trzy córki. Najstarszy John miał 9 lat. Najmłodszy wówczas Fred miał dopiero 4 miesiące.

27-letnia Catherine w 1918 r. była ok. 8 lat po ślubie z Janem Dziewiątkiem (John Dziewiatek). Nie mieli jeszcze dzieci, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

24-letni Michael w 1918 r. był ok. 2 lata po ślubie z Marianną (Mary) Radek. Mieli już jednego półtorarocznego syna Jana (John), czekali na przyjście w styczniu 1919 r. kolejnego, któremu nadali imię Stanisław (Stanley).

23-letnia Frances w 1918 r. była panną. Dopiero kilka lat później wyszła za mąż za Antoniego Ludzię (Anthony Ludzia).

15-letni Andrzej w 1918 r. mógł być jeszcze w Polsce, a może już we Francji, bo raczej jeszcze nie w Ameryce. Tego nie wiem.

Całe amerykańskie rodzeństwo mieszkało wówczas w robotniczym miasteczku Wallington w stanie New Jersey. Mężczyźni i starsze dzieci (nie wyłączając 15-letnich ani córek) pracowali w międzywojniu w różnych fabrykach.

Większość tego rodzeństwa umiała czytać i pisać, bowiem moja polska rodzina otrzymywała od nich listy. Musieli się tego gdzieś nauczyć, może jeszcze w wiejskich szkołach w Polsce pod zaborami? A może dopiero w Stanach razem z dziećmi lub od dzieci? Nie wiem.

Wiem, że po odzyskaniu niepodległości niektórzy z nich odwiedzali siostry Marię i Anielę oraz brata Wojciecha w Polsce. Wiem też, że nie zdecydowali się wrócić tu na stałe. Mieli rodziny, pracę, mieszkania, nowych znajomych w Stanach. Ich dzieci miały tam obywatelstwo amerykańskie, uczyły się mówić od razu po angielsku, chodziły do amerykańskich szkół. Jednak swoim dzieciom przekazywali pamięć o ich polskiej Ojczyźnie, tradycje narodowe, zwyczaje. Uczyli ich polskiego języka, którym jako drugim językiem własnym potrafili mówić aż do śmierci, choć (co wiem z własnego doświadczenia) bratanice i siostrzeńcy mojej prababci nie potrafili przekazać języka polskiego swoim dzieciom, czyli wnukom jej rodzeństwa, drugiemu pokoleniu wrosłemu już w amerykańskie społeczeństwo.

Czy dobrze zrobili, że wybrali USA jako ich nową ojczyznę? Nie mnie to oceniać. Myślę, że wybór nie był łatwy i sami nie zawsze byli go pewni. Wiem, że tęsknili i za Polską, i za polską rodziną. Ale tutaj nie mogliby odtworzyć takich warunków, jakie już mieli dla swoich dzieci w Stanach. Nie jeden na ich miejscu wracał wówczas do niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej, ale nie jeden zrobił tak samo, pozostał w USA, i dziś wielu zrobiłoby tak samo. Żadne z nich nie wyrzekło się jednak Polskości, nie wyparło Polski i Polaków z pamięci kolejnych pokoleń amerykańskiej części polskiej rodziny Wilków. Piszę to świadomie. W innych częściach mojej rodziny zdarzają się amerykańskie pokolenia, które w najmniejszym stopniu nie były świadome polskich korzeni, gdy pierwszy raz się z nimi kontaktowałem. Nie w tej linii jednak. W Wilkach świadomość polskich przodków jest stale obecna nawet w najmłodszych pokoleniach.

Wilkowie od Antoniego

Babci ojczystej, Zofii Wilk, późniejszej żony Jana Roga, 11 listopada 1918 r. nie było jeszcze na świecie, przyszła nań już w niepodległej Rzeczypospolitej w 1922 r. Jej rodzice Antoni i Franciszka być może w 1918 r. już się znali, ale nie byli nawet jeszcze małżeństwem.

W dniu odzyskania przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej, mój pradziadek Antoni Wilk miał 22 lata. Być może walczył w jakimś wojsku (austriackim? francuskim?), gdyż na jednym ze zdjęć nosi mundur. Wkrótce po narodzinach córki, a więc już w wolnym państwie, postanowił ten kraj opuścić, wyjechał do Francji, skąd nigdy do nas nie wrócił. Wciąż nie wiem, co się z nim stało.

Ich rodzina pochodziła z Dęby lub jej części, Porąb Dębskich. Stamtąd mieli bliżej do miasta i parafii w Majdanie.

Jego ojciec Jan miał w 1918 r. co najmniej 51 lat, ale skoro jego druga żona miała wówczas 64 lata, to zapewne i on nie był młodszy. Zmarł podobno dopiero po drugiej wojnie światowej, więc był świadkiem wszystkich tych wydarzeń. Był jednokrotnym wdowcem, z pierwszą żoną przed ponad 20 laty miał syna Wojciecha, później ożenił się powtórnie, miał jeszcze córkę i trzech synów.

Dwóch jego synów Wojciech i Franciszek wyemigrowało na stałe do USA, mogło to być jeszcze przed 1918 r., choć nie mam pewności. I tu pobudki wyjazdu z Polski i pozostania w Stanach były podobne, jak u wcześniejszych Wilków. I tu jednak mam również dowody, że Polska pozostała w myślach i sercach emigrantów. Od polskiego nagrobka w USA, przez doskonałą znajomość polskiego u ich dzieci, po późniejsze oddanie życia w walce przeciwko Niemcom w II wojnie światowej.

Kopciowie

Druga żona Jana a matka Antoniego, moja praprababcia Maria (Marianna) po mężu Wilk z domu Kopeć, choć za chlebem i mężem przeprowadziła się do Dęby, to sama pochodziła z pobliskiej Huty Komorowskiej, wsi zamieszkiwanej przez 1244 mieszkańców, odległej ok. 3 km od Majdanu, w powiecie kolbuszowskim w austriackiej Galicji.

11 listopada 1918 r. Maria miała ukończone 64 lata i mieszkała już w Dębie. Jej rodzice Tomasz i Marianna nie dożyli odzyskania niepodległości przez Polskę. O ich dzieciach (rodzeństwie praprababki) wiem niewiele, choć znam imiona, nie wiem kiedy poumierali, zapewne mieszkali w Hucie Komorowskiej. Tylko o jednym bracie Wawrzyńcu Kopciu wiem, że przeżył rok 1918, miał już 7 dzieci, z których każde żyło po 1918 r. Jedna z córek, Karolina, rok po odzyskaniu niepodległości w wolnej Polsce poślubiła Wojciecha Nidentala.

I w tej rodzinie były całe gniazda rodzinne, które emigrowały za chlebem poza Galicję.

Co najmniej piątka siostrzeńców mojej praprababki, a dzieci Katarzyny Ziółkowskiej z Kopciów (niestety nie wiem czy żyła w dniu 11 listopada 1918 r.?), wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych Ameryki: Marianna Szypuła (Mary Syputa) w 1908 r., Piotr Ziółkowski (Peter Zulkowski) w 1901 r., Henryka Płaza (Henrietta Plaza) przed 1900 r., Józef Ziółkowski (Joseph Ziolkowski) przed 1914 r. oraz Jan Ziółkowski w 1908 r. Czwórka pierwszych została w USA na zawsze, ostatni Jan (chyba jeszcze przed odzyskaniem niepodległości?) powrócił do Polski. Tylko dzięki temu mam zaszczyt znać tę część rodziny, inaczej ciocia Basia zapewne nigdy by mnie odnalazła, gdyby mieszkała w Stanach :)

43-letnia Mary była 13 lat po ślubie z 4 lata starszym Jakubem Szypułą (Jacob Syputa), którego rodzeństwo podobnie wyemigrowało do USA. Ślub wzięli w Majdanie, tutaj na świat przyszedł syn i dwie córki, kolejne dzieci rodziły się już w Kolorado. Przed 1918 r. urodziły się już wszystkie dzieci łącznie z najmłodszym Raymondem, który później na II wojnie światowej walczył o wolność Europy (przeżył, powrócił do USA).

40-letni Peter z żoną Anną w 1918 r. mieli już 3 dzieci, wkrótce mieli począć bliźniaków Adama i Johna.

Niespełna 38-letnia Henrietta była ok. 18 lat po ślubie, który już w USA w Plains w stanie Pensylwania wzięła z Michałem Płazą (Michael Plaza). Jego rodzeństwo również wyemigrowało do USA, część pozostała w Pensylwanii, część podobnie przeprowadziła się do Kolorado. Mieli już 8 dzieci, wszystkie urodzone w Stanach. Najmłodsza Katherine miała pół roku, jak Polska powróciła na mapy.

Joseph miał wówczas 35 lat, z żoną Pauline mieli dopiero 3 dzieci, z których najmłodszy William miał 1,5 roku.

W 1918 r. niemal całe amerykańskie rodzeństwo Ziółkowskich mieszkało i pracowało w górniczej wiosce imigrantów Rockvale w stanie Kolorado, podobno w bardzo malowniczej okolicy, przypominającej najpiękniejsze widoki z Polski. Piszę niemal, bowiem Michael w 1920 r. mieszkał z kilkorgiem dzieci w South Fork koło Hawkins w stanie Wisconsin, gdzie była polska parafia Matki Boskiej Częstochowskiej (żona Henrietta z resztą dzieci przybyła tam po 1920 r.).

Wszyscy dożyli więc niepodległej Polski.

Maria Szypuła, jak wynika z listów, wyjechała — „bo rodzice ich nie chcieli” — za chlebem. Bardzo chciała wrócić do Polski z Henryką, ale nie mieli dokąd, nie było dość wolnej ziemi do uprawiania, każdy tutaj myślał o swoich dzieciach do wykarmienia. I tak, jak się domyślam z rozdartym sercem, musiały pozostać w Stanach. Wszyscy byli Polakami, ale ich dzieci były pierwszym pokoleniem Amerykanów. Kolejne pokolenia rozjeżdżały się coraz bardziej po wszystkich stanach. Aż w końcu niektóre z nich doczekały się wiadomości ode mnie, zaskoczone, że pochodzą z Polski. Ale to temat na dłuższą historię. Oddaję jednak honor tym nielicznym potomkom Mary, Henrietty, Josepha i Petera, którzy pamiętają swojego jaja i swoją busha czy spanie pod pizzina. Jeszcze Polska nie zginęła, nawet tak symbolicznie…

Pyrytowie

Późniejsza żona Antoniego Wilka, matka Zofii Róg i moja prababka Franciszka z domu Pyryt, w dniu 11 listopada 1918 r. miała 26 lat i była panną. Pochodziła z Dęby. O jej rodzinie wiem niewiele.

Ojciec Jakób (tak wówczas pisano to imię) Pyryt miał 60 lat. Nie wiem, czy matka Jadwiga jeszcze żyła. Gdyby żył dziadek Franciszki, Kazimierz, mógłby mieć co najmniej 76 lat.

Kalinowscy

Dziadek macierzysty Stanisław Juliusz Kalinowski przyszedł na świat 3 lata przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Ta część rodziny pochodzi ze wsi Strojec, wówczas gmina Praszka, powiat wieluński, gubernia kaliska z zaborowego, niegdyś kongresowego Królestwa Polskiego, przez ostatnie lata złośliwie z Petersburga zwanego Krajem Nadwiślańskim. Wieś znajdowała się ok. 4 km od pobliskiego dawnego miasteczka (oficjalnie zdegradowanego do wsi) Praszka, gdzie mieścił się też parafialny kościół. Praszka znajdowała się bezpośrednio na ówczesnej granicy pomiędzy Imperium Rosyjskim a Cesarstwem Niemieckim, po stronie rosyjskiej. Pod koniec XIX w. Strojec miał 15 gospodarstw i 110 mieszkańców.

Ojciec Stanisława a mój pradziadek Ludwik Kalinowski w 1918 r. miał 49 lat. O ile mi dobrze wiadomo, całe rodzeństwo Ludwika urodziło się również przed 1918 r.

Dziadkowie i dalsi przodkowie Ludwika niestety nie dożyli odzyskania niepodległości, dziadkowie Michał i Petronela zmarli tuż przed oraz w trakcie Wielkiej Wojny poprzedzającej II Rzeczpospolitą Polską.

W liniach bocznych było wielu Kalinowskich, którzy doczekali się upragnionej wolności, jak choćby Stanisław syn Tomasza wnuk Łukasza czy Elżbieta córka Walentego wnuczka Karola prawnuczka Łukasza. Dnia 11 listopada 1918 r. dożyli także bracia Andrzej i Franciszek, synowie Franciszka seniora wnukowie Andrzeja prawnukowie Łukasza, przy czym historia rzuciła ich w tamtym momencie na Kresy Wschodnie, dzisiejsze tereny Litwy, a Franciszek junior długo nie cieszył się wolnością, wyjechał do Rosji, tam w 1938 r. został zamordowany przez stalinowców.

Baryłowie

Moja prababcia, matka Stanisława Kalinowskiego, Ludwika z Baryłów miała 47 lat w dniu 11 listopada 1918 r. Doczekała się nie tylko końca pierwszej, ale i drugiej wojny, a nawet powrotu (jak się okazało z Sybiru) żywej córki Apolonii Hofman z rodziną. Zmarła w czerwcu 1946 r. Cały czas mieszkała w Strojcu, najpierw w jego centrum, później w lesie bliżej Szyszkowa i Wygiełdowa.

Jej ojciec Piotr zmarł niedługo po wojnie rosyjsko-japońskiej, przed wybuchem pierwszej wojny światowej, w 1911 r. Nie było mu dane zobaczyć wolnej Polski.

Jej matka Franciszka Lipczak za to przeżyła, w 1918 r. miała 71 lat. Mogła się nacieszyć wolnością kolejnych 15 latach. Choć pewnie prócz wolności jej życie łatwe nie było, ale to już inna sprawa…

Odzyskaną wolnością cieszyło się również rodzeństwo prababki Ludwiki: Józefa Zając, Joanna Jędrzejaczyk, Aleksandra Dudek, Teofila Zajadlak, Franciszek Baryła i Maria (Marianna) Baryła. Prócz tej ostatniej, wszyscy w 1918 r. mieli już małżonków i dzieci. A Franciszek jako François Baryla do 1918 r. walczył o wolną Polskę we Francji, gdzie w międzyczasie założył rodzinę, a po wojnie osiadł w Paryżu.

Końca wojny nie doczekali rodzice Piotra, Łukasz i Katarzyna, ani nawet Marianna, jego macocha (bez negatywnych konotacji). Nie znam losów większości rodzeństwa rodzonego Piotra, ale na pewno 11 listopada 1918 r. razem wdową po nim wolną Polskę oglądały jego przyrodnie i najmłodsze siostry: Konstancja i Julia. Ta ostatnia miała wówczas 8-miesięcznego syna Józefa.

Reszta rodziny w liniach bocznych mieszkała w Polsce, za wyjątkiem rodziny Jana Jędrzejaczyka z dziećmi z pierwszej i drugiej żony. Wszyscy w 1918 r. przebywali zarobkowo w Niemczech w miejscowości Seelow w Brandenburgii (blisko współczesnej granicy z Polską), gdzie ponad 9 miesięcy wcześniej urodził się najmłodszy Ignacy. Najstarsza córka Łucja w tym samym 1918 r. poślubiła tam pierwszego męża Stanisława Rokosza, tam też na miesiąc przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości urodził się ich pierworodny syn, również Stanisław (junior).

Po 1918 r. wszyscy wrócili do rodzinnych okolic Strojca, do wolnej Polski.

Rodakowie

Babcia macierzysta, późniejsza żona Stanisława Kalinowskiego, Kazimiera z domu Rodak, miała 2 lata gdy nadszedł 11 dzień listopada 1918 r.

Jej rodzice 25-letni Jan i 22-letnia Ludwika byli 5 lat po ślubie, w tym czasie zdążyli począć co najmniej 3 córki (nie znam lat urodzenia pozostałych bezimiennych). Rodzice z córkami przebywali wówczas na zarobkowych robotach w Niemczech. Sama babcia urodziła się w Ahrensbergu w Meklemburgii,  wówczas i współcześnie w Niemczech. Zapewne gdzieś tam przebywali w dniu 11 listopada 1918 r. Potem powrócili do Polski. Bez jednej córki, gdyż zmarła jeszcze w niemowlęctwie.

Jan był najstarszy, jego rodzeństwo w tym czasie zapewne dorastało w Polsce: Maria miała za miesiąc skończyć 18 lat, Stanisław miał 14 lat, Józefa 10 lat, a Helena 7 lat. Ich ojciec Antoni miał wówczas 52 lata, matka Barbara niespełna 48.  Mieszkali w Wieluniu, całkiem dużym mieście powiatowym w guberni kaliskiej Królestwa Polskiego, blisko granicy. Trzy miesiące po wydarzeniach listopadowych roku 1918, zmarli ojciec Antoni oraz córka-siostra Helena.

Nie mam danych o dziadkach Jana. Tekla Rodak (matka Antoniego) była panną z dzieckiem, ale czy dożyła 1918? Rodzicami Barbary byli Błażej i Katarzyna, ale czy dożyli 1918?

Zapłotni

Żoną Jana Rodaka, matką babci Kazimiery, a moją prababcią, była Ludwika z Zapłotnych, opisana powyżej.

Nie znam wieku jej rodzeństwa, ale chyba obiło mi się o uszy, że lata wojenne podobnie jak ona sama z mężem, jej rodzeństwo spędziło również w Niemczech „na robotach” (zarobkowo).

Jej ojciec Ludwik Zapłotny zmarł 20 lat wcześniej w Wieluniu. Sam pochodził z Dymków, ale nic szczególnego o tamtej rodzinie (rodzicach, rodzeństwie) niestety nie wiem.

Matka Florentyna (Florianna) była więc wdową, nie musiała się opiekować już dziećmi, które podrosły. W 1918 r. miała ona 52 lata. Nie wiem, gdzie wówczas była, gdyż nie wiem, czy Ludwika miała jakieś pozostające przy życiu rodzeństwo. Prawdopodobnie Florentyna cały ten czas, poprzez wojnę, międzywojnie i początek kolejnej wojny aż do śmierci, spędziła w podwieluńskiej wiosce Niedzielsko lub w samym Wieluniu. Pewności nie mam. Tym bardziej, że właściwie niewiele wiem o jej rodzicach, a nic nie wiem o jej ewentualnym rodzeństwie. Marcinkowscy pochodzili bowiem właśnie z Niedzielska.

Ostatnie pokolenie I Rzeczypospolitej

Spośród znanych mi z imienia ostatnimi przodkami urodzonymi tuż przed ostatnim zaborem Polski w 1795 r. byli: Helena Wojnas oraz całe pokolenie strojeckich prapraprapradziadków (4xpra): Tomasz Kalinowski, Petronela Krzemińska, Paweł Zagrodnik, Maria Respond, Adam Kokot, Łucja Dudek, Mateusz Morawiak, Franciszka Wicher, Walenty Baryła, Salomea Hanas, Kazimierz Krzemiński, Jadwiga Słabik, Antoni Lipczak i Antonina Krzak.

Nie wiem kiedy urodzili się wygiełdowscy Feliks Kukuł i Joanna Lis, ale mogło to być już po 1795 r. Brak danych uniemożliwia mi również umiejscowienie w czasie narodzin innych 4xpra ze strony ojca oraz babci Rodakowej.

Pierwsze pokolenie urodzone pod zaborami

Jako pierwsze na świat po utracie niepodległości przyszło na świat pokolenie moich praprapradziadków (3xpra), a spośród pewników (o znanym mi roku urodzenia) byli to: Tomasz Kopeć, Maria Trela, Jan Kalinowski, Zofia Zagrodnik, Jakub Kokot, Julianna Morawiak, Łukasz Baryła, Katarzyna Krzemińska, Antoni Lipczak, Julianna Kukuł, Tekla Rodak, Błażej Chałupka, Katarzyna Białek, Jan Zapłotny, Apolonia Zielińska, Hieronim Marcinkowski i Katarzyna Kędzia.

W tym pokoleniu nie znam dokładnych lat życia w rodzinie mojego ojca, ale mogę przypuszczać, że również mieszczą się w tej kategorii osób, które jako pierwsze przyszły pod zaborami na świat (Jan Róg, Maria Wydro, Tomasz Siekierski, Maria Padowicz, Marcin Wilk, Tekla Tomczyk, , Józef Wilk, Maria Flis, Jakub Wilk, Agnieszka Rodzeń, Kazimierz Pyryt, Maria Tomczyk, Walenty Kozdęba, Maria Tomczyk).

Świadkowie narodzin II Rzeczypospolitej

Mnie i rodziców oraz babci Zofii Wilk jeszcze nie było na świecie. Nieświadomymi (zbyt małymi w wieku 2-4 lat) świadkami odzyskania w 1918 r. polskiej niepodległości byli dziadkowie: Jan Róg, Stanisław Kalinowski oraz Kazimiera Rodak.

Świadomymi świadkami odradzącej się niepodległości byli wszyscy moi pradziadkowie: Wojciech Róg, Marianna Wilk, Antoni Wilk, Franciszka Pyryt, Ludwik Kalinowski, Ludwika Baryła, Jan Rodak, Ludwika Zapłotna (wiek 22-49 lat).

Świadkami niepodległości byli również prapradziadkowie: Jakób Pyryt, Franciszka Lipczak, Antoni Rodak, Barbara Chałupczyńska i Florentyna Marcinkowska, a podobno również Jan Wilk i Maria Kopeć.

Nie dożyli niepodległej RP: Michał Kalinowski (zm. 1912), Petronela Kokot (1915), Piotr Baryła (1911) i Ludwik Zapłotny (1898).

Nie wiem, czy w roku 1918 jeszcze żyli: Ludwik Róg, Karolina Siekierska, Jan Wilk, Agnieszka Wilk, Jadwiga Kozdęba.

Pierwsze pokolenie II Rzeczypospolitej

Wśród moich przodków w wolnej Polsce po 1918 r. urodziła się tylko babcia Zofia Wilk. Pozostali dziadkowie urodzili się niedługo przed odzyskaniem niepodległości. Jeśli ostatnie pokolenie I RP przyjąć za pierwsze, to w mojej rodzinie dopiero piąte pokolenie (jako pierwsze II RP) doczekało się odzyskania niepodległości (na moim wywodzie przodków od pokolenia VII do III = +6 do +2 = od prapraprapradziadków do dziadków).

Mój Tato urodził się w trakcie II wojny światowej, moja Mama i ja urodziliśmy się w powojennej niesuwerennej Polsce.

W całej mojej rodzinie we wszystkich ww. rodach od 1 stycznia 1990 r. w wolnej, suwerennej III Rzeczypospolitej Polskiej urodziło się niemal 200  krewnych (odjąłem urodzonych poza Polską).

Podsumowanie

Świadomymi świadkami odradzającej się po 123 latach niewoli Polski byli wszyscy moi ośmioro pradziadkowie. Odzyskania niepodległości w 1918 r. na pewno dożyło również 5 prapradziadków: Jakób Pyryt, Franciszka Baryłowa z Lipczaków, Antoni Rodak, Barbara Rodakowa z Chałupków i Florentyna Zapłotna z Marcinkowskich. Dwóch dziadków i babcia mieli kilka lat, gdy 11 listopada 1918 r. słońce zaświeciło nad wolną Polską.

Czyli:

I pokolenie:
1. Maciej Róg *
II pokolenie – rodzice:
2. Kazimierz Róg *
3. Grażyna Kalinowska *

III pokolenie – dziadkowie:
4. Jan Róg
5. Zofia Wilk *
6. Stanisław Kalinowski
7. Kazimiera Rodak
IV pokolenie – pradziadkowie:
8. Wojciech Róg
9. Maria Wilk
10. Antoni Wilk
11. Franciszka Pyryt
12. Ludwik Kalinowski
13. Ludwika Baryła
14. Jan Rodak
15. Ludwika Zapłotna
V pokolenie – pra×2dziadkowie:
16. Ludwik Róg ?
17. Karolina Siekierska ?
18. Jan Wilk ?
19. Agnieszka Wilk ?
20. Jan Wilk ?
21. Maria Kopeć ?

22. Jakób Pyryt
23. Jadwiga Kozdęba ?
24. Michał Kalinowski †
25. Petronela Kokot †
26. Piotr Baryła †

27. Franciszka Lipczak
28. Antoni Rodak
29. Barbara Chałupczyńska
30. Ludwik Zapłotny †
31. Florentyna Marcinkowska
VI pokolenie – pra×3dziadkowie i wcześniejsze pokolenia: †

* = jeszcze nie przyszli na świat
† = już zmarli

? = brak niepodważalnych danych

1 Komentarz

  1. Daniel

    Nie znam za dużo faktów z czasu odzyskania niepodległości jeśli chodzi o mych pradziadków. Dziadkowie / babcie albo dopiero raczkowali / -ły, albo jeszcze nie oglądali / -ły tego padołu. Znałem jedną ze swych prababć – Agatę Stępień ze Szczerbaczewiczów, urodzoną w Pińsku (obecnie Białoruś) w roku 1898 w rodzinie prawosławnej. Jej owdowiała w 1911 roku mama Paulina Szczerbaczewicz z Rozalików na pewno opuściła Pińsk podczas wycofywania się administracji rosyjskiej w roku 1915 i udała się w głąb Rosji. Na pewno było z nią rodzeństwo Agaty. Ale czy Agata też wyjechała, czy nie, nie jestem pewien. Podejrzewam że nie, gdyż krótko potem wyjechała wraz z braćmi Antonim i Janem do Prus na roboty przymusowe. Prababcia w schyłkowym okresie swego życia żywiła kult do marszałka Józefa Piłsudskiego. Mówiła, że to dzięki niemu, faktowi, że opuścił twierdzę w Magdeburgu, mogli również wrócić do Polski. W modlitewniku miała wycinek z gazety z artykułem o przewrocie majowym.

    Już długo później, gdy zacząłem badać historię rodziny, siostrzenica mej prababci Helena opowiadała mi, że w Pińsku w jej rodzinnym domu, aż do wyjazdu z Pińska w 1944 roku znajdował się pamiętnik prowadzony przez moją prababcię Agatę w latach powojennych. Ciocia Helena opowiadała mi też, że przez jakiś czas prababcia musiała się ukrywać, gdyż poszukiwali jej petlurowcy. Bardzo to zawiłe i mgliste dla mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *