Dopiero wczoraj do mnie dotarło, że rodzinny genealog-amator jest skazany na nieskończone dzieło życia. Większość naszych przodków ginie w mrokach niepamięci, w okresie kiedy nie spisywano metryk albo nie potrafimy ich jednoznacznie znaleźć przy zmiennych przezwiskach. Nieliczni mają szczęście podłączyć się do wywodów przodków z elit. Przytłaczająca większość zmuszona jest zakończyć poszukiwania, nazywając najstarszego znanego przodka w danej linii — protoplastą rodu. Choć przecież nim wcale nie był, też miał ojca, dziadka, pradziadka, tyle że nam już nieznanych z imienia.
Oczywiście, skończony wywód jednej linii przodków to jeszcze nie koniec genealogii. Są inni przodkowie, ich potomkowie, linie boczne. A jednak większość korzeni ma swój pozorny kres.
Niby wszystko to wiedziałem, ale co innego być w trakcie pogoni za kolejnymi przodkami, a co innego odbić się od nieprzekraczalnej metrykalnej bariery na własnej skórze… Cóż, Adamie i Ewo, pozostaje mi tylko domniemanie :)
O odkryciach metrykalnych z Praszki z lat 1694-1799 (1800) oraz 1808-1813 innym razem.
Rzeczywiście – poszukiwanie przodków nie ma końca, ale za to jakie to fascynujące. Mówisz, że „odbiłeś się od nieprzekraczalnej metrykalnej bariery” – to normalne, ale przekroczysz tę barierę w najmniej oczekiwanym momencie. Wiem co mówię – parę miesięcy temu dostałem sfotografowany zapis ślubu moich praprapradziadków od osoby zupełnie nie związanej z moją rodziną.
Zdarza się znaleźć ciekawe metryki w całkiem niespodziewanej chwili. Trzeba jednak przyznać, że akta sprzed kilku wieków trudno ze sobą powiązać.
Podpowiedzcie mi natomiast, w jaki sposób poszerzacie wiedzę o przodkach? Jak poznajecie ich życie? Gdzie szukać informacji?
Pozdrawiam
Maćku ale przecież możemy badać wciąż niekończące sie linie boczne ;)